Izotek - dzień 53
Ajajajajaajjaajajajjajaja,
Cera, że tak powiem odpierdala na maxa.
Tak źle to jeszcze podczas kuracji nie było.
W ogóle tak źle to dawno nie było na mojej twarzy.
Parę dni temu wydawało mi się, że już się cera uspokaja i robi się powoli ogarnięta.
Jedyne co to pozostawały po pryszczach czerwone plamy.
Niestety mniej więcej od kiedy to powiedziałem, czyli gdzieś od wtorku, zaczął się jeden wielki wysyp.
Lewy policzek, który już od dłuższego czasu był czysty, teraz ma piękną linię pryszczy (na oko jest ich z 8 i nie są wcale jakieś małe).
Prawy policzek nie zdążył się jeszcze do końca zaleczyć a już wyszło mu trochę nowych dziwaków, tutaj większość to dopiero budujące się bolaki (co najmniej 2 takie serio spore).
Czoło, które także ostatnio zaczęło się poprawiać, już zdążyło się zepsuć i to dużo bardziej niż ostatnio.
Dużo pryszczy, zwłaszcza w jakby centralnej części oraz między brwiami.
I tak od 2 nocy codziennie nowe, bez wyjątku - co się pozbędę dwóch to wychodzą trzy nowe.
Podbródek nigdy nie był najgorszy a i tak jego aktualny stan jest kiepski.
Jeden wielki pryszcz oraz ze dwa małe.
Do tego wszystkiego wciąż do końca nie pozbyłem się zajadu.
Kupiłem nowe opakowanie drożdży, biorę nawet trochę ponad dzienne zalecane 100% niestety nic to nie zmienia.
Może to ten krem z kurkumą się do tego przyczynił.
Chociaż ostatnio go nie użyłem na noc, a cera i tak się dużo pogorszyła.
Eh, sam nie wiem, ale generalnie załamka dość mocno.
Najbardziej tego nie lubię, gdy już się zaczyna poprawiać i pojawia się nadzieja, robi się fajnie i nagle jeb, jest jeszcze gorzej :P
No cóż, jestem też dość nerwowy, pewnie w sporej mierze to właśnie wina tej jakże wspaniale pogarszającej się cery.
Kill me, please
Komentarze
Prześlij komentarz