Izotek - dzień 100 !
Łaaaał,
stało się, wybił dzień numer 100.
Huh, wczoraj nie było wpisu, bo była imprezka, która skończyła się o 7 a o 9 miałem zajęcia.
Oj ciężki, dzisiaj dzień :P
Ale to po kolei,
wczoraj byłem u psychologa, zrobił mi test sl-90 czy jakoś tak.
Wyszło że mam w chuj zaburzeń i jakichś mocnych rzeczy, co trochę mnie przeraziło.
Ale no, nie jest to prawda, bo ten test w ogóle nie jest miarodajny.
Koleś mi jeszcze dał numer do psychiatry, no kurde, panie bez przesady.
Może jest ostatni ciężko, ale żeby takie wnioski od razu po jednej wizycie - nie ufam.
Poza tym z tego co czytałem to każdemu kto zrobił ten test wychodzą jakieś wysokie wyniki i pełno zaburzeń.
Słabo.
Także raczej do tego Pana nie wrócę, mimo wszystko to chyba nie to.
Poszukam znowu na nfz plus no dam sobię troche czasu, żeby jednak odreagować rozstanie i generalnie wrócić jakoś na odpowiednie tory.
Bo to wszystko na pewno ma duży wpływ, do tego covid, a raczej jego objawy, które mi pozostały - kaszel i sporo mniej wydolne płuca.
Plus brain fog, ale to pomału mija.
Przejebany styczeń, ale dobrze, że już dobiega końca.
Cieżki wczoraj miałem dzień, znowu mało spania, wziąłem sobie kąpiel, ale poczułem się trochę nieswojo biorąc ją samemu.
Heh, przyzwyczajenia.
Trudno tak po 3 latach, niektóre rzeczy znowu robić samemu.
Poszedłem do dziadków, na obiad i porobić co nieco w garażu.
Pogadałem, pojadłem, a nawet się przejadłem, ale dobrze, apetyt mam jak dawniej :)
Później na chwilę się położyłem, ale nie zdołałem zasnąć, tak jak chciałem.
Zaprosiłem znajomych, zaczęło się dość cięzko.
Od razu poczułem, że jest jakoś niefajnie, sucho mi i nie mogę się odnaleźć.
Jednak po chwili, jak już wszyscy siedliśmy przy stole, zrobiło się całkiem przyjemnie.
Mam wrażenie, że trochę wszyscy tego potrzebowaliśmy.
Tak spotkać się, napić, pograć w planszówki i pogadać.
Overall, wczoraj myślę, że no max mogę dać 4/10, ale tak pierwsza część dnia bardziej 3/10.
Jeszcze psycholog był obok Mazowieckiej, też kolejne kurwa wspomnienia :/
Dzisiaj natomiast bardziej zjazdowo, czuje tę samotność.
Siedzę sam w domu, jakoś wstałem na zajęcia, przebolałem.
Ale byłem praktycznie nieprzytomny.
Poszedłem koło 12 spać tak do 15.
Słaby dzień, ponury dość.
Także dzisiaj to chyba 2,5/10.
Męczy mnie samotność, niby mam fajną rodzinę, znajomych z którymi mogę się pośmiać i pogadać.
Ale koniec końców czuje się samotny.
Przeraża mnie to.
Trochę wczoraj wypiłem, ale no to rozłożyło się na jakieś 8 godzin także spoko.
3 piwa, pół beczkowego mocnego (hehe) i trochę jakichś mieszanek piwa domowego itp.
W każdym razie, nie radzę sobie z samotnością, jest to mój problem nie od dziś.
Ale dzisiaj po prostu czuję to bardzo, bo nie mam żadnych konkretnych zajęć - niby fajnie, ale wcale nie.
Potrzebuje psychologa, tak mimo wszystko uważam, bo mętlik w głowie mam.
Żebym chociaż nie bał się wyjść do ludzi a tu nic się nie zmienia.
Na pewno poczytam coś jeszcze na ten temat i coś podziałam.
Wiem, że dzisiejszy mój stan to wynik niewysypiania się od wtorku.
Ciągle coś rano jest a ja i tak chodzę późno spać.
A dzisiaj to już w ogóle rozregulowanie totalne.
Troszkę załamanie mnie łapię.
I po prostu brak kogoś obok, kogoś kto zrozumie, pogada, wesprze, spędzi ze mną czas.
Nie jest dobrze, nie cieszy mnie póki co nic.
A to siedzenie samemu w mieszkaniu jest dla mnie serio dziwne, takie nie codzienne.
Z resztą, moje życie przed związkiem i tak opierało się na ciągłym wychodzeniu z kimś i robieniu imprez, gdy mieszanie właśnie było wolne.
Niby to fajne, ale mam to poczucie z tyłu głowy, że to było takie po prostu zajęcie się czymś, żeby za dużo czasu ze sobą nie spędzać.
Tak mi się przynajmniej wydaje.
No nic, stoję w miejscu, chyba liczyłem, że ten psycholog będzie trochę bardziej rzeczowy, bo do psychiatry to mi raczej daleko.
Nienawidzę styczniów, w sumie luty i tak pierwsza połowa marca też nie są zbyt fajne.
Od kwietnia dopiero, wraca we mnie jakieś życie - tak jak i natura.
Niestety ale jak patrzę wstecz to było podobnie:
rok 2021 - bardzo chujowo
rok 2020- bardzo chujowo
rok 2019 - super
rok 2018 - bardzo chujowo
rok 2017 - super
rok 2016 - chyba całkiem spoko, ale coś tam męczyło za plecami
rok 2015 - ciężko przypomnieć, ale chyba tak se
Kurwa, albo teraz tak negatywnie patrzę, albo moje życie serio jest dość przykre, przynajmniej dla mnie.
Może ja mam jakąś depresje jednak.
Walnąłem sobie nalewkę z bursztynu, dosłownie pół kieliszka, rozgrzało mocno, ale co dziwne nastrój też poprawiło.
Nie sądze, że to kwestia alkoholu, bo bez przesady, to tylko jakieś 15/20 ml.
W każdym razie, chyba warto się skupić na ziółkach, nalewkach i generalnie dobroczynnych kamieniach / surowcach.
Ja nie wiem, popierdolony jestem,
parę minut temu załamka i to coraz gorsza.
Teraz jest spoko i jakoś przyszłość lepiej widzę.
Chcę mi się cokolwiek robić.
Komentarze
Prześlij komentarz