Izotek - dzień 89
Dzień smutny,
ale nie dlatego że jest blue monday,
rozstałem się dzisiaj z dziewczyną, z Patrycją, po prawie 3 latach związku.
Czuje się okropnie, mam totalny mętlik w głowie, nie wiem.
Żałuje bardzo wielu rzeczy, faktu niedoceniania i patrzenia na to czego nie ma zamiast na to co jest.
Związek ten od początku był nietypowy, piękny, wręcz bajkowy, szybko przerodził się w tragedie i zamykanie się na siebie.
Od dłuższego czasu zadawałem sobie pytanie, czy jestem nieszczęśliwy przez siebie czy przez ten związek.
Niestety odpowiedzi do końca nie znam.
Wiem, że trądzik bardzo mocno zmienił moje postrzeganie.
Fakt że wrócił, spowodował, że wzmocniła się bardzo mocno moja fobia i niechęć do siebie.
Wiem, że miało to ogromny wpływ na nasz związek i jestem świadom jak wiele rzeczy sam po prostu psułem.
Nie jestem oczywiście jedynym winnym, czego także jestem świadom.
Mimo wszystko, ja nie robiłem żadnych niefajnych akcji.
Bywałem po prostu sfrustrowany i nie potrafiłem do końca wyrazić siebie.
Ciężko mi teraz jakieś sensowne zdania poukładać.
Boli mnie to wszystko bardzo, bo było to naprawdę prawdziwa miłość.
Niestety obydwoje jej nie udźwignęliśmy.
Zrywaliśmy 3 razy, teraz był ten 4 i już prawdopodobnie ostatni.
Niezdrowe koło, którego nie naprawiliśmy.
Ja wiem, że moja samoocena dużo zmieniła, fakt że od grudnia tak bardzo pogorszyła mi się cera, sprawiło, że przestałem cieszyć się czymkolwiek.
Zacząłem być smutny, narzekający i po prostu zły.
Męczy mnie ta świadomość, bo chociaż mogłem nie ratowałem tego związku.
Wiedziałem że nic się nie zmieni i dalej będziemy nieszczęśliwy zataczać to niezdrowe koło.
A ja nie chce ranić ludzi, chce po prostu być szczęśliwy i szukałem tego szczęścia w Patrycji, czego nie powinienem robić.
Niestety dalej nie potrafię dociec siebie.
Wiem że trądzik to ogromny wpływowiec na moje życie.
Akcje, które Patrycja zrobiła na początku naszego związku, też skutecznie moje mniemanie o sobie zepsuły.
Ale z tym się pogodziłem, z trądzikiem nie.
Nawet jak trądziku nie miałem, no dobra moja pewność siebie była duuuużo wyżej inaczej z Patrycją nigdy bym się nie poznał.
Nie zmienia to faktu, że nawet wtedy nie była ona bez skazy (moja samoocena).
A gdy trądzik wrócił, wszystko uderzyło bardzo mocno, a ja zacząłem się zamykać razem z Patrycją, bojąc się, że ją stracę.
No i też widząc co sie dzieje u niej w domu, tu było dużo czynników.
W każdym razie, nie potrafiłem okazać miłości ani wdzięczności, nienawidząc się.
Po prostu jedno się z drugim wyklucza.
I ten stan trwa, dlatego nie potrafiąc zakończyć, sprawiłem aby trochę sam się zakończył.
Z jednej strony żałuje, z drugiej strony przynajmniej nie będę jej wciągał w moje dziwne nastroje i wewnętrzne problemy.
Nie będzie musiała być nieszczęśliwa z mojego powodu.
Bo chociaż nie powiem, nie raz byłem nieszczęśliwy z jej powodu, to moje nieszczęście, to główne, krzyczy z wewnątrz.
Nie lubię siebie i tego jak moje życie wygląda.
Całe życie marzyłem, że bede mieć dziewczyne i będziemy razem podróżować, imprezować, że ja, ona i moi znajomi, że bedzie super.
Że będziemy się dopełniać.
Się okazało, że sam się tego wszystkiego zacząłem obawiać.
Przez moja samoocene, może nie tylko ale w dużej mierze.
Mam tylko wrażenie, że tak jak ja próbowałem dociekać, jak działa osoba z depresją i co mówić, żeby było dobrze, jak działać.
Tak ona wcale do tego stopnia nie próbowała zajrzeć we mnie.
Nie mówię, że się nie starała, że nie pomagała.
Ale nie dostałem tego zrozumienia, którego potrzebowałem.
Nie potrafię teraz czysto spojrzeć w przeszłość, wiem po prostu że było za dużo kłótni i nieporozumień.
Cóż, okropny dzień, co prawda czuję się tak samo samotny jak i miesiąc temu, bo z Patrycją od połowy grudnia mniej więcej mamy chujowy kontakt.
Dlatego pewnie też jestem sporo smutniejszy.
Nie zmienia to faktu, że zakończył się związek, które był naprawdę piękny, tragiczny, magiczny, smutny, niestabilny. Była to pewna walka, którą przegrał nasz związek, ale wygraliśmy my.
Dobrze, że chociaż udało nam się rozstać w miarę w zgodzie i zrozumieniu, że tak będzie lepiej.
Wiem, teraz natomiast, że nie mogę w związku szukać szczęścia jako takiego.
Muszę najpierw sam być szczęśliwy.
Co prawda tak właśnie było, dopóki moja samoocena nie jebła.
Wtedy poczułem, że potrzebuje jej obok siebie, oczekiwałem zrozumienia i wsparcia, chociaż sam nie potrafiłem się wyrazić.
Żyłem frustracją, niezadowoleniem i wyłączaniem kolejnych emocji.
Sam nie wiem czemu tak się działo, że gdy wracaliśmy do siebie, była szczera miłość.
Jednak po paru tygodniach czy miesiącach, wszystko wracało do niefajnej pustki.
Straszne to było a ja do dzisiaj nie wiem jakie mechanizmy się za tym kryją.
I czy była to jeszcze miłość czy coś innego.
Czuję ból, mam przed oczami nasze pierwsze zerwanie, które było najmocniejsze.
Kolejne dwa, oczywiście okropne ale nie tak dobitne.
Teraz to ostatnie, nie wiem, obydwoje wiedzieliśmy, że jest źle i do tego to zmierza.
Smutno, ale jakoś tak, do jakiegoś stopnia byliśmy na to gotowi, tak mi się przynajmniej wydaję.
Ironiczne, że rok temu, w styczniu, też zerwaliśmy.
Ciężki to miesiąc
W sumie, 2 razy zerwanie w styczniu i 2 razy w wakacje.
Myśle, że to takie kluczowe miesiące, kiedy czujesz, że trzeba zmienić to co złe.
Koniec końców spędziliśmy tylko raz razem sylwestra i był okropny :c
Eh, dobra wchodzą wspomnienia, nie powinny.
Życzę Patrycja zdrowia i szczęścia, może kiedyś będziemy w stanie się spotkać jako stabilni i normalni koledzy(?)
Póki co, przede mną dużo pracy nad sobą, liczę, że trądzik w końcu zniknie, zaraz 3 miesiąc izoteku.
Wiem jednak, że dobra lektura, wizyta u psychologa i otwarcie się na ludzi jest czymś czego potrzebuję.
Inaczej zdrowego zwiazku nie zaznam, ani nie rozpoznam niezdrowego.
Dzisiaj, nie wiem czy jest sens oceniać, ale pewnie 2/10.
Najgorsze, że ciągle jestem na kwarantannie i musze z tymi wszystkimi emocjami siedzieć w pokoju.
A jest ciezko nie powiem, zakończenie związku, ale też niepewność co do samego siebie w tym związku sprawia, że ciężko mi się ze sobą pogodzić.
Jasne że wina jest po dwóch stronach i po prostu do siebie nie pasowaliśmy, nie ułatwiaj też fakt, że był to jednak związek na odległość.
Nie daje mi jednak spokoju myśl, czy nie jestem toksyczny?
Komentarze
Prześlij komentarz