Izotek - dzień 122
Kolejne parę dni za mną,
co tam się działo, pograłem sobie sam w garażu, jak to zwykle lubiłem robić.
Trochę na początku dziwnie, ale w sumie przyjemnie tak sobie posiedzieć sam na sam z gitarką i wzmacniaczem.
Widziałem się z Łukaszem, kumplem z osiedla/ z deski sprzed 10 lat.
Fajnie się tak po latach zobaczyć i sobie pogadać.
Obejrzałem tick tick, boom - o dziwo naprawdę dobry musical, cała historia, ładna :)
Dzisiaj, piątek byłem w pracy.
No i dopadły mnie jakieś trochę lęki.
Na początku wesoło, pogadałem z ludźmi, kawka, miło.
Później jednak dopadła mnie świadomość jak dużo rzeczy się zmienia ostatnio, tak nagle.
Przeraziło mnie to.
Monika dostał pracę w Warszawie, wiedziałem to już tydzień temu, ale jak dzisiaj przyszedł nowy przyszły pracownik, to dopiero to poczułem.
Kolejna zmiana, kolejna powiedzmy strata(?) osoby.
Pewnie fakt, że jestem po zerwaniu sprawia, że dużo bardziej przeżywam takie rzeczy.
Ale no mimo wszystko szkoda mi tak jakoś, bo z Moniką się fajnie dogadywałem.
Taka trochę starsza siostra.
Pierwszy raz w mikro będzie pracować ktoś młodszy ode mnie, nie podoba mi się to :P
Czuje się nagle starzej.
Naprawdę do końca 2021 wszystko sobie przebiegało, wiadomo zawsze coś się zmienia ale raczej mniejsze rzeczy.
Zaczął się 2022 i ja pierdole.
Wszędzie, u prawie wszystkich się coś zmienia.
Filip, się rozstał z dziewczyną i wchodzi powali w nowy związek.
Brajan się (chyba) nieszczęśliwie zakochał.
Cibor powoli wchodzi w związek, wydaje się całkiem poważnej.
Monika wyjeżdża do Warszawy.
Dobra może przesadzam, że tak wszystko i wszędzie, ale i tak spore to jest poruszenie.
Albo po prostu jakoś bardziej wczułem się w innych od kiedy rozstałem się z Patrycją.
Nie wiem, wydaje mi się, że dużo sie dzieje.
A ja się miotam.
Chwilę czuje się fajnie, zaraz lęki na samą myśl o np. innych ludziach.
Dzisiejszy dzień taki właśnie był.
Męczę się, tak sam ze sobą.
I nawet nie chodzi o samotność, tylko fakt, że się do końca nie mogę zrozumieć, czy może sobie coś wytłumaczyć i się zmotywować.
Może ja faktycznie mam jakieś stadium depresji.
Boje się, że sam sobie z tym jednak nie poradzę.
Raz się lubię chyba(?), raz się nienawidzę.
Widzę w sobie te lęki, nic się nie zmieniło.
Nadal boje się ludzi, jakiejś konfrontacji, publicznego ośmieszenia.
Że nie będę w stanie obronić siebie, a co gorsza kogoś dla mnie ważnego.
Może to ta praca tak na mnie wpływa.
Niby schodzę do biura na plotki, ale jednak większość weekendu siedzę zamknięty w 4 ścianach.
Wiadomo, czasem ktoś wpada, ale no po prostu potrzeba ludzi.
W czerwcu będzie 5 lat mojej pracy w mikro.
I myślę, że to będzie dobry moment, aby zacząć coś zmieniać.
Przestać tylko gonić za kasą.
Brać wolne weekendy, poznawać ludzi, imprezować, jeździć do rybia.
Kurczę jednak to wszystko głównie dzieje się w weekendy, a ja właśnie wtedy jestem zamknięty w kinie.
Trzeba coś zmienić.
Tylko męczy mnie i to naprawdę mocno, to poczucie, że nawet wśród ludzi potrafię się czuć samotnie.
Przykro i niezrozumiale.
Nie potrafię się wyrazić ani poczuć do końca komfortowo.
Boje się wyjść do ludzi, bo boje się, że się nie odnajdę, pogubię, będę niezadowolony z siebie.
Nawet te wydawałoby się optymistyczne rzeczy jak jakiś wyjazd, w mojej głowie przeradzają się w depresyjny, deszczowy, niezrozumiały wyjazd.
W którym tylko utwierdzę kogokolwiek jak nudny i męczący jestem.
To mnie przeraża, wiadomo wyjazd zawsze budził emocję, ale nie tak skrajnie depresyjne.
To jest straszne i w sumie nie wiem, czy to izotek, rozstanie czy to po prostu ja?
Ale nie chcę się tak czuć.
Strasznie generalnie mi schodzi humor, gdy robi się ciemno.
Zwłaszcza jak są słoneczne dni i widzę, że się już kończą.
To sprawia u mnie chyba najbardziej właśnie lęk i przerażenie.
Kurde, no jest to huśtawka tak naprawdę, które trwa.
Znowu myślę, czy nie zejść z dawki izoteku.
Może to faktycznie to.
Ale obawiam się, że musiałbym zejść z 60 aż do 30, bo wtedy właśnie dobrze się czułem.
Przy 40 już zaczęło się niefajnie robić.
A jak się okaże, że to nie izotek, tylko moje własne problemy, albo cały czas przeżywam rozstanie - co jest akurat pewne.
No nie wiem co z tym zrobić.
Jutro stukną 4 miesiące kuracji.
Jeżeli faktycznie miałbym się czuć tak dobrze jak czułem się przez pierwszy miesiąc kuracji, październik/listopad to chyba bym z tej dawki zszedł.
Znowu, boje się, że w takim wypadku zerwanie z Patrycją było właśnie spowodowane moim stanem "pod wpływem" izoteku.
Z drugiej strony, wiedziała, że izotek tak może na mnie działać, a ja naprawdę ją za to wszystko przepraszałem.
Z trzeciej nie jest to do końca żadne usprawiedliwienie.
Z czwartej, jak przy niej trwałem, jak była w bardzo różnych stanach.
Pierdolenie o Szopenie i tak to już przeszłość :?/
W każdym razie, to właśnie kino powoduje u mnie multum negatywnych myśli.
A może nie kino, tylko fakt bycia poza domem, niee bez sensu, kino jest trochę jak mój drugi dom.
No dobra trzeci, bo drugi to garaż.
I jeszcze gdzieś w tym wszystkim jest Rybie :D
Usprawiedliwiam sobie, że izotek po prostu wywleka twoje wszystkie problemy na wierzch.
I że to jest właśnie dobra motywacja żeby się z nimi zmierzyć.
Ale to może być błędne.
I wcale moge takich problemów nie mieć, tylko izotek je powoduje.
No ciężko stwierdzić, na pewno jestem nieco lękliwy gdzieś tam w środku i to po prostu czuje teraz bardziej.
Pozbyć się lęku konfrontacji z innymi, przedstawiania czy opowiadania przed grupą.
Jazdy samochodem w dzień.
Zmian w życiu.
Pozbyć się tego niewygodnego kontrolowania samego siebie.
Zaufać sobię.
Polubić siebie, ale tak szczerze.
Stabilnie.
Naprawdę nie rozumiem, wiem że są lepsze i gorsze dni.
Ale dlaczego jednego dnia potrafiłem się świetnie czuć wśród ludzi, śmiać i rozśmieszać.
Być super aktywnym i generalnie zadowolonym.
Kochać wręcz wszystkich.
A za chwilę w drugą stronę, wszystko męczy, nudzi, zastanawiam się kogo właściwie lubię, jestem nieaktywny, niezadowolony.
Bo to mimo wszystko są za mocne zmiany.
Naprawdę nie wiem od czego to zależy.
Dobra lece do łóżka, dobranocki :)
Komentarze
Prześlij komentarz